Przejdź do głównej zawartości

Posty

Sanitariuszka

Słowo znane, dlaczego więc o nim dziś piszę? Jakiś czas temu, podczas II Mokotowskiej Gry Miejskiej* odgrywałam rolę sanitariuszki Wandy Turowskiej. Jedno z podstawowych pytań graczy: „Kim pani jest”, zadawały mi dzieci. Niektóre (w wieku ok. 7 lat), słysząc w odpowiedzi słowo „sanitariuszka”, marszczyły brwi lub robiły zaskoczoną minę. Tłumaczyłam, że to pielęgniarka w czasie wojny. Po takiej odpowiedzi dzieci cieszyły się, że usłyszały coś, co było dla nich zrozumiałe.  SANITARIUSZKA   to  „kobieta udzielająca pierwszej pomocy rannym i chorym w czasie działań wojennych lub opiekująca się nimi w szpitalu wojskowym” (Słownik języka polskiego PWN). Źródło: Teatr Historii, fot. Piotr Żurek * Impreza zorganizowana przez Mokotowską Bibliotekę Publiczną, Teatr Historii i Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Miasto-Ogród Sadyba. Więcej:  https://www.facebook.com/events/1963447653887190 oraz  https://www.facebook.com/Teatr-Historii-391485445654
Najnowsze posty

Człowiek idzie przez życie...

Człowiek idzie przez życie, zastanawiając się, co też inni sobie o nim pomyślą, podczas gdy w rzeczywistości ludzie przeważnie w ogóle nie myślą. Zgoda, na tych kilka razy, kiedy rzeczywiście coś przejdzie im przez myśl, najczęściej są to rzeczy złe, ale trzeba przynajmniej docenić, że coś w tych głowach się dzieje. M. Zadorian,  Powrót na Route 66 , Bielsko-Biała 2011, s. 14. (fot. eak_kkk, źródło: pixabay, CC0)

Ubożeje słownictwo dzieci i młodzieży?

O tym, że młodzież nie rozumie lektur szkolnych, ponieważ nie zna wielu występujących w nich słów, powiedziała jedna z uczestniczek konferencji pt. „ Upowszechnianie   czytelnictwa   i rozwój kompetencji czytelniczych” (Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, 2017, źródło komentarza: serwis informacyjny Radia Free). Potwierdzili to nauczyciele, z którymi rozmawiałam przy okazji innych tematów związanych ze szkolnictwem. Zaczęłam się zastanawiać, z czego może to wynikać. Czy to wina samych lektur, ich coraz większej nieprzystawalności do naszej rzeczywistości, czy nauczycieli – może nie potrafią przekazać wiedzy o języku w ciekawej formie, czy rodziców, którzy ograniczają rozmowy z dziećmi do podstawowych spraw, czy też całego społeczeństwa, które wraca do obrazków, a może mediów i osób publicznych, które nie dbają o poprawną polszczyznę, a na uwagi reagują z wrogością? Nie będę szukać winnych, zwłaszcza jednostkowo. Uważam, że lepiej zadbać o sw

Waga wystawia języczki

Nie wiem, czy ktoś jeszcze używa w swojej pracy wagi szalkowej. Chyba tylko dla przyjemności korzystania z urządzeń retro. Dobrze, że w muzeach można bez problemu trafić wśród eksponatów na wagę szalkową, bo jeśli coraz mniej osób będzie kojarzyć jej kształt i sposób działania, to coraz częściej w języku będziemy spotykać się z języczkiem "uwagi" zamiast "u wagi".  Mieliście okazję przyjrzeć się wadze szalkowej? Przy każdej szalce ma ona wypustkę, zwaną języczkiem. W dobrze wyważonej wadze przy pustych szalkach oba języczki znajdują się na tym samym poziomie. I taka pozycja powinna być podczas ważenia, gdy na jednej szalce postawimy odważnik, np. 1 kg, a na drugiej położymy to, co ma być odważone (np. mąka). Jeśli waga na jednej szalce jest większa od drugiej nawet o kilka gramów, od razu będzie to widoczne dzięki położeniu języczków.  Rzeczowo i z przykładem zagadnienie przedstawiła Katarzyna Kłosińska. Polecam do posłuchania:  http://www.polskieradio.pl

Czas + praca = książka

Nie mam wehikułu czasu, nie podróżuję między alternatywnymi rzeczywistościami, ale w pewnym sensie wróciłam do przeszłości - odświeżyłam swoje doświadczenie w zakresie prowadzenia publikacji od przyjęcia tekstu do sprawdzania egzemplarza sygnalnego. Oto efekt: Przy okazji przyjrzałam się tematowi publikowania bez udziału większych polskich wydawnictw. Temat rzeka, więc skupię się na tym, co jest mi najbliższe - na przygotowaniu książki.

Teraz czytam...

To jedna z opcji dotycząca książek w serwisie Lubimy Czytać. Najczęściej zawiera jedną pozycję. U mnie tych pozycji często jest więcej. Nie dlatego, że tak lubię. Zaczęło się od tego, że przy dwójce dzieci i obowiązkach zawodowych czas wolny bardzo się skurczył, więc żeby móc czytać coś więcej niż lektury dla przedszkolaków, zaczęłam wykorzystywać każdą wolną minutę. Najlepsze były chwile karmienia młodszego dziecka, kiedy wiedziałam, że na czytanie mam około 20 minut. Żeby jednak nie biegać z płaczącym niemowlęciem po mieszkaniu w poszukiwaniu odłożonej książki, niemal w każdym dostępnym miejscu leżało coś innego do czytania - w sypialni, w łazience... W kuchni też czasem dało się zerknąć na kilka stron, choć ryzykowałam przypaleniem kotleta czy naleśnika. A w torebce obowiązkowo coś, co da się przeczytać w kolejce do lekarza czy na przystanku. Minus takiego sposobu - biorąc książkę do ręki, przez pierwszą chwilę musiałam się skupić i przypomnieć, co było wcześniej. Przy większe